Noworoczne postanowienie

Podziel się

Cześć, jestem Ola, nie palę 17 dni.

Czuję się świetnie, wręcz rewelacyjnie. Absolutnie nie brakuje mi papierosów.

Mój organizm docenia moją dojrzałą decyzję. Odwdzięcza się lepszą kondycją, ładniejszą cerą

i zdecydowanie przyjemniejszym zapachem z ust.

Jestem taka szczęśliwa…

Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!

NIE!

Gówno prawda, NIE jestem szczęśliwa, NIE czuję się świetnie, NIE mam ładniejszej cery, przeciwnie, mam wrażenie, że mój organizm za chwilę rozpadnie się z powodu braku nikotyny. TAK, cholernie chce mi się palić! O niczym innym nie mogę myśleć! Dostaję kurwicy, umieram…

Pomyśleć tylko, że ongiś, to znaczy przed Nowym Rokiem, byłam uśmiechniętą od ucha do ucha, szczęśliwą niewiastą. Prowadziłam iście rajski żywot. Rano, jak na prawdziwą księżniczkę przystało, wkładałam na swe nóżęta ciepłe botki i natychmiast udawałam się do kuchni, aby zaparzyć aromatyczną kawę lub mocną jak siekierę herbatę. Z owym czarodziejskim naparem, do którego czasem dolewałam kropelkę gorzałki, udawałam się szybciutko do swej jaskini (pokoju), aby zacząć prawdziwą ceremonię. Tak, tak, ceremonię, bo poranny papieros przy kawie i gazecie był dla mnie niezwykle wzniosłym rytuałem. Siadałam wygodnie na swym łożu, otwierałam „księgę informacji tygodniowych”, upijałam łyk kawy i… i zapalałam papierosa. Bóg jeden wie, jak niebiańskie uczucie towarzyszyło mi, gdy błękitno-szary dym unosił się w przestworzach i jednocześnie wypełniał me wygłodniałe jak smok płuca. Była to rozkosz, której nie da się opisać żadnymi słowami.

Co robiłam dalej?

Pełna energii wychodziłam ze swej dziesięciopiętrowej lepianki i udawałam się na uczelnię lub do pracy. Na przystanku tramwajowym, z papierosem w ustach, obserwowałam ludzi. Wszyscy wyglądali jak owce prowadzone na rzeź. Przeraźliwie smutni, przygnębieni, pozbawieni resztek energii.

Co innego ja.

Ja ochoczo pędziłam do pracy, w której już czekała na mnie szefowa-wiedźma z przygotowaną litanią pretensji.

Znowu się spóźniłaś, koszulka nie wyprasowana, co to za makijaż? Ty w ogóle masz na sobie makijaż? Jesteś hostessą, hostessą! Reklamujesz kosmetyki, więc masz się malować mocno! Rozumiesz? Masz wyglądać jak kurwa… itd.

Patrzyłam na nią ze skruszoną miną i wyobrażałam sobie, jak zmienia się w malutkiego, wściekłego krasnoludka, któremu z uszu tryska ogień. Bez najmniejszego wysiłku udawało mi się przez 7 godzin szczerzyć zęby do obcych ludzi. Wiedziałam bowiem, że po wyjściu z tej durnej pracy czeka mnie nagroda. Papieros. Papieros, od którego nawet wichura nie była w stanie mnie oderwać. Następnie jak potulne pacholę wracałam do domu i przygotowywałam sobie obiadokolację składającą się najczęściej z arbuza i fety. Po zjedzeniu owego obfitego posiłku zapalałam papierosa i włączałam „szkatułkę magii wszelkiej”, by upewnić się, iż nadal żyję w pięknym, bogatym kraju, w którym uczciwi politycy dbają o dobrostan zadowolonych obywateli. Po tak mile zakończonym dniu zasypiałam.

A teraz?

A teraz wspominam te piękne czasy, płaczę jak bóbr i udaję sama przed sobą, że nie chcę mi się palić, a mój organizm nie domaga się choćby małej dawki nikotyny.

W letnim płaszczu mam kilka papierosów „na czarną godzinę”… Jestem słaba.

Nienawidzę noworocznych postanowień!

Aleksandra Bednarek, absolwentka WUE


Podziel się