Ostatni dżentelmen polskiego dziennikarstwa
Pan Bóg nierówno rozdaje talenty. Niektórzy pozostają jednostkami przeciętnymi, które nie mają wielkiego potencjału, inni należą do grona osób wybitnych, które zamieniają w złoto wszystko, czego dotkną. Do grupy ludzi ponadprzeciętnych i wielce utalentowanych zalicza się z pewnością Bohdan Tomaszewski. Jego losy są charakterystyczne dla całego pokolenia. Przed wojną był wicemistrzem Polski juniorów w tenisie ziemnym. Uczestniczył w powstaniu warszawskim, po jego upadku trafił do obozu w Ożarowie. Od 1946 roku pracował jako dziennikarz, od 1955 roku był sprawozdawcą sportowym w Polskim Radiu, później także w Telewizji Polskiej. Komentował największe wydarzenia sportowe, w tym 12-krotnie igrzyska olimpijskie.
Na czym polega fenomen Bohdana Tomaszewskiego? Mimo ogromnego szumu medialnego wokół jego osoby zawsze pozostawał skromny. Uważał, że każdemu człowiekowi należy okazywać szacunek. Poza tym Bohdan Tomaszewski jak nikt inny potrafił czarować słowem i przekazywać relacje z wydarzeń sportowych w sposób niezwykle rzeczowy i profesjonalny. Tembr jego głosu doskonale oddawał atmosferę panującą na stadionach sportowych, przez co emocje narastały z każdą sekundą. A punkt kulminacyjny osiągały, gdy polski sportowiec zdobywał medal lub odnosił spektakularne zwycięstwo.
Niemal z każdego zdania Bohdana Tomaszewskiego biły klasa i profesjonalizm. Jeżeli już podjął się przeprowadzenia relacji sportowej, solidnie się do tego przygotowywał i robił gruntowne rozpoznanie przed audycją na żywo. Jak ognia unikał błędów merytorycznych. Uważał, że odbiorcom należy się dawka rzetelnych informacji na temat tego, co aktualnie dzieje się na stadionie. Unikał rzeczy mało istotnych, mających niewiele wspólnego z bieżącymi wydarzeniami. Gdy uznał, że komentowanie jakiejś dyscypliny przerasta jego możliwości, po prostu się tego nie podejmował i kropka. Jego pasją były lekkoatletyka i tenis. Wielokrotnie prowadził relacje z największych imprez, m.in. z wielkoszlemowych turniejów rozgrywanych na kortach Wimbledonu, skąd witał kibiców charakterystycznym „Halo, halo, tu Wimbledon, mówi Bohdan Tomaszewski”.
Pan Bohdan umiał zarażać kibiców euforią, radością i potrafił po mistrzowsku stopniować napięcie. W trakcie jego relacji niejeden kibic zdzierał sobie gardło, słuchając o sukcesach osiąganych na całym świecie przez polskich sportowców. Bohdan Tomaszewski podczas każdej audycji wykazywał nienaganne maniery i posługiwał się piękną, poprawną polszczyzną. Nie będzie ani odrobiny przesady w stwierdzeniu, że należał do grona dżentelmenów, którzy umieją się odnaleźć w każdej sytuacji. Potrafił opowiadać o sporcie z takim przejęciem, że słuchacze sami mieli ochotę zostać sportowcami lub chociaż przez chwilę poczuć się jak oni.
Pan Bohdan umiał wzbudzić w odbiorcach wiele pozytywnych doznań. Jego relacje zawsze były pełne rzetelnych, sprawdzonych informacji. Można powiedzieć, że wkładał w nie całą energię, serce i duszę. Posiadał bogaty zasób słownictwa, który pozwalał mu z klasą wybrnąć z każdej słownej wpadki. Wiadomo przecież, że przejęzyczenia i drobne błędy zdarzają się każdemu. Ważne, żeby umiejętnie z nich wybrnąć i dostarczyć widzowi lub słuchaczowi materiału do śmiechu. Pan Bohdan to potrafił. Czynił to z taką gracją i polotem, że nawet nie było do końca wiadomo, w którym miejscu właściwie popełnił gafę.
Uważał, że szacunek należy okazywać nie tylko polskim sportowcom, ale także ich przeciwnikom. Ponadto w epoce, w której nie można było jeszcze posiłkować się doskonale opracowanymi danymi z serwisów internetowych, recytował z pamięci daty, nazwiska i wyniki. Dzięki swoim relacjom stał się niedoścignionym wzorem dla wielu dziennikarzy, nie tylko sportowych. Był autorem kilkunastu książek i trzech scenariuszy filmowych (m.in. do filmu Bokser Juliana Dziedziny z 1966 roku), w kilku filmach również wystąpił, oczywiście w roli komentatora sportowego.