Empatia – piękna zdolność czy męczarnia umysłowa?

Podziel się

Pamiętam, kiedy pierwszy raz spotkałam się ze słowem empatia. Zapoznał mnie z nim Kurt Cobain. Wiele osób wie, że był on wokalistą, gitarzystą i autorem tekstów zespołu Nirvana. Ale może nie wszyscy wiedzą, że był to też człowiek o niezwykłej wrażliwości, pięknym umyśle, niestety dążącym do autodestrukcji. Zmarł, wstrzykując sobie heroinę, a następnie strzelając w głowę. Zostawił list pożegnalny, którego kopia jest dostępna w Internecie. Wracam czasami do tego listu, ponieważ bardzo ubolewam, że odszedł w taki sposób, że w ogóle nic już nie stworzy. Zawsze, gdy go czytam, czuję, że choć trochę dotykam jego osobowości. W swoim liście Kurt napisał między innymi takie słowa:

(…) ale wciąż nie potrafię poradzić sobie z frustracją, poczuciem winy i empatią, którą odczuwam wobec wszystkich ludzi.

Zaraz po przeczytaniu zapoznałam się z definicją słowa empatia. Nauczyłam się, że empatia skupia w sobie dwa aspekty. Pierwszym z nich jest aspekt emocjonalny: (…) reagowanie emocjonalne obserwatora, spowodowane odczuciem, że ktoś inny doświadcza, lub jest na drodze do doświadczania jakiegoś rodzaju emocji.

Następny to poznawczy, czyli umiejętność spostrzegania i rozumienia tego, co przeżywa i czuje druga osoba. Da się zauważyć, że brak empatii często objawia się nietaktownym zachowaniem. Niestety dość często obserwuję, jak człowiek mówi drugiej osobie coś kompletnie niestosownego, wręcz głupiego. Na przykład, kiedy jedna z osób wie, że druga nie opływa w bogactwa, patrzy na jej zaniedbane włosy z obrzydzeniem i mówi – „Dlaczego nie pójdziesz do fryzjera?”. Albo „O Boże, co ci wyskoczyło na czole? Jakie duże!”. Co można odpowiedzieć w takim momencie? „Wyskoczył mi obcy, cieszę się, że przypomniałaś/-eś mi i wszystkim, jaki on jest wielki!”?

Strasznie irytujące jest również, gdy ktoś intensywnie cierpiący po stracie rodzica wysłuchuje od świadomej tego osoby, jak często wysyła ona sobie ze swoim rodzicem buziaczki przez Skype’a, jak bardzo rodzic ją kocha i jak za nim tęskni, nie widząc go 3 dni. Czym innym jest to usłyszeć raz, a czym innym słyszeć co chwilę. Przecież to oczywiste, że takie bezmyślne świergotanie wywołuje dotkliwą nostalgię i ból, bo ktoś tęskni od dawna i będzie musiał tęsknić już całe życie.

Przez wiele lat uważałam empatię za cechę o największej wartości. Wraz z dorastaniem dotarło do mnie, że jestem nią obdarzona, byłam dumna z siebie, czułam się wyjątkowa. Czułam niesamowitą radość i spełnienie za każdym razem, gdy potrafiłam przewidzieć emocje drugiej osoby, a dzięki temu dać jej radość bądź choć trochę ukoić jakąś frustrację, smutek. Na przykład, gdy wiedziałam, że ktoś jest gruby i cierpi z tego powodu, prawiłam komplementy o włosach, długich rzęsach. Z góry zakładałam, że ludzie są dobrzy, tylko spaczeni przez okoliczności życiowe. Po kilku latach zaczęłam odczuwać, jak męczące jest, gdy robi się to wobec każdej osoby. Uznałam, że empatia to jednak przekleństwo, gdy traci się zdrową granicę, próbuje się ratować cały świat, ciągle próbując sprostać wymaganiom innym, aby broń Boże ich nie zawieść. Takie emocjonalne natręctwo w postaci wczuwania się i w pewnym sensie zobowiązanie do opieki nad drugim człowiekiem wyjada przecież siły na walkę z własnymi problemami. Sprawia również, że ludzie bez problemów, radzący sobie świetnie w życiu, zaradni, niezależni, uśmiechnięci, zaczynają być mniej wartościowi w naszych oczach. To jest niesamowicie błędne, ponieważ wiele takich osób, potrafi tak naprawdę pomóc nam. Tylko, że my, zajęci ratowaniem innych, tej pomocy nie przyjmujemy.

Kurt Cobain jest niestety przykładem tego, jak empatia przyczynia się do autodestrukcji i wyniszczenia stabilności emocjonalnej. Widać to w każdym słowie, które napisał:

(…) Jestem zbyt wrażliwy. Muszę być lekko odrętwiały, by odzyskać entuzjazm, który odczuwałem jeszcze w dzieciństwie. W czasie naszych ostatnich trzech tras czułem się znacznie lepiej w towarzystwie wszystkich przyjaciół i fanów naszej muzyki, ale wciąż nie potrafię poradzić sobie z frustracją, poczuciem winy i empatią, którą odczuwam w stosunku do wszystkich ludzi. We wszystkich z nas drzemie dobro, a ja po prostu za bardzo kocham ludzi. Tak bardzo, że przez to odczuwam jeszcze większy smutek… jestem takim małym, smutnym, nie potrafiącym niczego docenić facetem. Jezu, człowieku! Dlaczego nie potrafisz po prostu się z tego cieszyć? Nie wiem! Mam cudowną żonę, pełną ambicji i empatii… i córeczkę, która za bardzo przypomina mnie takiego, jakim kiedyś byłem. Pełna miłości i radości, całuje wszystkich, których poznaje, bo wszyscy są przecież dobrzy i nikt nie zrobi jej krzywdy. A to przeraża mnie tak bardzo, ze niemal przestaję w ogóle funkcjonować…

Jak pięknie byłoby, gdybyśmy posiadali więcej empatii połączonej ze zdrowym dystansem, a mniej nietaktu. Ponieważ wykazanie się jednym, a powstrzymanie od drugiego, rozbudowuje nasze umysły i zmusza, bądź co bądź, do myślenia.

Agata Wojciechowska


Podziel się