Zapomniana historia
Każdego dnia borykamy się z małymi i dużymi problemami. Niektórzy planują zakładanie rodzin, zmianę pracy, kupno mieszkania… zapominając jednocześnie o tym, co było. Biegniemy i zerkamy nerwowo na zegarek. A co byś zrobił, gdyby czas zaczął nagle płynąć do tyłu? Gdyby wskazówka zegara zaczęła się cofać, a wraz z nim Ty do czasów, w których wolałbyś nie żyć? Gdybyś przeżył to, co osoby żyjące w roku 1944. Na lekcjach historii dostajemy jedynie suche fakty, w tym i w tym roku zdarzyło się to i to. Państwo A napadło na państwo B z takim i takim skutkiem. Nie mówi się jednak o tym, jak żyli zwykli obywatele, co działo się, gdy do domów wchodziło wojsko. Ja miałam to szczęście, że się dowiedziałam. Udało mi się przeprowadzić wywiad z kimś przeciętnym i w tej przeciętności nietuzinkowym. Narzekasz na swoje życie? Przeczytaj urywek historii Pani Heleny…
Gdy weszłam do pokoju pani Heleny, siedziała, spoglądając smutno za okno. Była nieobecna, zamyślona. Zawsze ogarniał ją smutek, gdy ze swojej pamięci wydobywała wspomnienia z ’44…
– Miała Pani 14 lat, gdy przybyli gestapowcy. Od tamtego momentu minęło 69 lat. Czy często wraca do Pani tamto zdarzenie?
– Dziecko, o tym się nie zapomina. Pamiętam, że było ciepło, że z mamusią coś na podwórku robiłyśmy. I przyszło ich… poczekaj no chwilę… czterech. Mieli karabiny, bałam się. Mamusia też się bała. Trzeba było iść z nimi. Tatuś z siostrą byli na polu. To ich uratowało.
– Nie wrócili po nich?
– Nie… zabrali tylko nas i przewieźli do Zamku w Lublinie.
– Nie stawiałyście oporu?
– Wy, młodzi, myślicie że to było takie proste. Jak nie chciało się iść, to cię zabili. U nas, po sąsiedzku, mieszkała taka dziewczyna. Młoda była. Miała dziecko, dwumiesięczne chyba, ale nie pamiętam dokładnie. Ona właśnie stawiała opór. Wiesz co zrobili?
– Co takiego?
– Zabili dziecko. Leżało w wózku, zaczęło płakać. Jeden z żołnierzy podszedł, złapał za nogę, rzucił do góry jak pacynką i strzelił…
– Tę dziewczynę też zabili?
– Nie od razu. Przyglądali się jej, jak biegnie do dziecka, jak podnosi zwłoki i płacze. Później ją zgwałcili i na końcu zabili (mówi drżącym głosem). Tyle lat minęło, a ja ciągle słyszę, jak krzyczy. Jak prosi o pomoc…
– Nikt jej nie pomógł?
– Każdy się bał. Oni mieli karabiny. Był wybór pomiędzy życiem osoby, której i tak nie uratujesz, a życiem swojej rodziny. Okrutne to, ale tak było…
– Do Zamku zgodziłyście się pójść, żeby uratować resztę rodziny?
– Gdy jest się młodym, chce się żyć, a bez względu na wiek chcesz, żeby żyła twoja rodzina. Hitlerowcy nie wiedzieli, że jest jeszcze siostra i tatuś. My się modliłyśmy, żeby nie wrócili do domu przed naszym odjazdem. Opatrzność czuwała nad nimi. Gdy wrócili, nas już nie było. Dowiedzieli się od sąsiada, że nas zabrali. Co niedzielę stali pod Zamkiem. Nie wolno im było wchodzić do środka. Z mamusią widziałyśmy ich z okna, machaliśmy do siebie. Później te okna zabili dechami. Żeby nie było kontaktu.
– Na Zamku spędziła Pani tylko 2 miesiące, prawda?
– Tylko… (zaduma) Dla mnie to nie było tylko. Siedziałam w hitlerowskim więzieniu i nie wiedziałam, czy z niego wyjdę. Miałam 14 lat, byłam wystraszoną panienką. Tam zabijano ludzi, przeżyli nieliczni. Nie było znaczenia, czy jesteś podlotkiem, czy staruszkiem. Każdego traktowali tak samo źle. Pierwszego dnia, kiedy tylko nas przywieźli, zostaliśmy zaprowadzeni do jakiś lochów, piwnic. Było ciemno i śmierdziało. Jeden z żołnierzy uderzył mnie tak mocno, że poleciałam na ścianę. Rozciął mi wargę. Cała się trzęsłam ze strachu. Podszedł do mnie młody chłopak, pomógł mi wstać…
– Czy to właśnie ten chłopak był później Pani mężem?
– Tak, to właśnie był Jasiek (mówi z czułością w głosie). Pomógł mi wtedy się podnieść, otarł krew i od tamtej pory robił to przez pięćdziesiąt sześć lat (uśmiecha się). Udało nam się wyjść cało z wiezienia. Przychodził do mnie, chodziliśmy na potańcówki. Cztery lata później wzięliśmy ślub. Staraliśmy się żyć i zapomnieć o tym więzieniu.
– Udawało się?
– Tylko żyć w zgodzie z ukochanym człowiekiem. Przez wiele lat budził mnie sen, w którym pojawiała się młoda kobieta z martwym dzieckiem. Ja sama byłam dzieckiem, gdy to widziałam… minęło tyle lat, a ja ciągle to wszystko pamiętam. Zapominam o tym, co było wczoraj, mylę imiona dzieci, ale tej historii nie mogę zapomnieć…
[Żaden tekst nie zdoła oddać emocji, które targały mną w czasie tej rozmowy. Pani Helena, początkowo nie chciała mówić. Potrzeba było dużo cierpliwości i taktu, żeby nakłonić ją do zwierzeń. Kiedy wreszcie zaczęła swoją opowieść, ja, młoda osoba, którą mogła spotkać podobna historia, jak Panią Helenę, albo tamtą matkę, nie potrafiłam powstrzymać łez… Nigdy nie zapomnę tej wstrząsającej historii. A na jej opowiedzenie był ostatni moment. Niedługo potem pani Helena zmarła. A my dzisiaj mamy tylko tych kilka zdań, całą resztę zabrała bowiem ze sobą w ciszę. Takie opowieści nie należą do najprzyjemniejszych, ale są czymś co warto poznać. Bo być może dzięki nim zaczniemy dostrzegać, że tu i teraz jednak nie jest aż tak źle. Zaczniemy cieszyć się tym co mamy, zamiast bezsensownie narzekać i gonić za czym nie warto. Jednak przede wszystkim poznamy prawdziwe realia życia tamtych czasów.]
Paulina Karpińska, absolwentka WUE