Jeszcze jedna fotka!
W czasach obecnych termin „fotografia” kojarzy się przeciętnemu pochłaniaczowi chleba raczej z „fanpejdżem” koleżanki o zaskakująco oryginalnej nazwie w stylu „WstawImię-photography” lub z weselną grupą śpiewająco-grająco-fotografująco-filmującą (bo czemu nie mieć wszystkiego za jednym zamachem?) niż ze starszym gościem, który siedzi w ciemnościach, nawija te szpule, po czym płucząc w jakichś płynach, liczy sekundy. A po co to komu? — odpowiedziałaby pytaniem pani zaczepiona na ulicy i wypytana o znajomość procesu C-41. Mimo że ta wiedza nie jest przydatna w codziennym życiu, warto zadać sobie pytanie, jak zaczęło się coś, co miało tak ogromny wpływ na rozwój kultury (głównie masowej, przy czym „masa” to słowo kluczowe) i możliwości w zakresie tej kultury rozpowszechniania na skalę globalną, a nawet dalej (w kosmos!). Jest to niesamowicie fascynujące, przynajmniej dla mnie i dla osób zainteresowanych (zainteresowanych czymkolwiek), jak kilka halogenków srebra (AgX) i kilku gości, którzy prześcigali się w wynajdywaniu co rusz nowych rzeczy (mówiono o nich prekursorzy lub wynalazcy, a my w czasach obecnych, oczywiście znając ich nazwiska, mówimy raczej o każdym z nich „ten gość, co to wymyślił”), przyczyniło się do powstania tych dobrze nam znanych „fotek”, które tak często „pstrykamy”. Nie śmiem się nawet domyślać, jak dumny ze swojego wynalazku jest Louis Jacques Daguerre albo William Fox Talbot, a tym bardziej ich dobry kumpel Joseph Nicéphore Niépce, który strzelił pierwszą fotkę. Pewnie byłby smutny, wiedząc, że teraz sekundy liczy się w zdjęciach, a nie zdjęcie w godzinach (pierwsze zdjęcie naświetlało się 8 godzin i zostało wykonane na metalowej — dokładnie: cynowo-ołowianej — płytce pokrytej asfaltem syryjskim). Nawet teraz często mamy problem z tym, żeby zdjęcie nie wyszło poruszone albo inaczej rozmazane. Krzyczymy: „Stój, Asia! Poczekaj, bo nie mogę złapać fokusa” (jak gdyby ktoś polował na znany model samochodu w okazyjnej cenie). Kiedyś mieli z tym jeszcze większy problem! Wyobraźcie sobie te stare zdjęcia, ale takie bardzo stare. Macie to? To teraz wyobraźcie sobie, że ci ludzie na tych bardzo starych zdjęciach — pewnie wasi, powiedzmy, praprapradziadkowie i wasze, powiedzmy, prapraprababcie — musieli wytrzymać dużo więcej niż 10 sekund, zanim fotograf z dopiskiem „photography” na Facebooku nie ustawi ostrości na twarzy modela lub modelki z Instagrama, który czy która zazwyczaj ukazuje głównie swoją letnią formę na plażę (przerost formy nad treścią). Właśnie z tego powodu, a nie dlatego, że — jak uważali Indianie (ci z Ameryki) — fotografie kradły duszę, stare zdjęcia wyglądają tak niepokojąco dziwnie. Są nienaturalnie sztywne, jak gdyby ukazywały żywe trupy (auć, przepraszam, prapraprababciu, ty wyglądasz świetnie). W tamtych czasach ludzie byli zmuszeni do długiego stania czy siedzenia, często z podpórką pod głową! Tak, drewnianą podpórką (niekoniecznie drewnianą, ale taką bym chciał), więc może następnym razem, gdy strzelisz 100 zdjęć tej samej pozy, zastanów się nad tym, jak będzie lepiej skomponować to i tak z góry skazane na brak długiej żywotności zdjęcie. W Internecie życie takiego zdjęcia jest chyba krótsze niż życie muchy, a gdy do nich wracamy po kilku latach, patrzymy na nie jak, nie przymierzając, na zdechłą muchę.
Michał Strykowski