Dzisiejszy wywiad będzie nietypowy, nie tylko za sprawą mojego rozmówcy, ale także formy, jaką przybierze. Moim gościem nie jest ekspert w żadnej z naukowych dyscyplin, choć nie można mu odmówić osiągnięć w dziedzinach, które człowiekowi są obce. Nie zajmuje żadnego stanowiska w świecie człowieka, ale jego gatunek przez tysiące lat towarzyszył ludziom, obrastając w legendy i stając się obiektem wierzeń. Nawet teraz, kiedy wybudowaliśmy betonowe dżungle, pozostawiając niewiele miejsca naturze, on nadal jest z nami.
— Dziękuję, że zgodziłeś się na ten wywiad mimo napiętego harmonogramu. W końcu to właśnie jesienią ty i inne kruki poszukujecie miejsca na gniazda.
— Kra! Chętnie opowiem co nieco o sobie i swoich pobratymcach. Jak zauważyłaś, jesień jest trudna zwłaszcza dla młodych, które chociaż są już samodzielne, muszą znaleźć swoje miejsce, czy to w lesie, czy w mieście. W lesie musimy brać pod uwagę inne drapieżniki, które byłyby zainteresowane wtargnięciem do naszych gniazd. Zwykle są nimi kuny, puchacze czy te okropne jastrzębie. W mieście jest nieco inaczej, łatwiej.
— Właśnie. Miasto. Jesteś podróżnikiem, prawda, Kruku? To znaczy bywałeś zarówno w lesie, jak i w mieście. Czy możesz nam o tym opowiedzieć?
— Wasze dziwaczne dżungle! Owszem, dużo podróżuję. Zatrzymuję się u kuzynów w borze, w mieście i na wsi. Lubię obserwować. Lubię wiedzieć. Gdy się usamodzielniłem, postanowiłem, zachęcony plotkami o łatwo dostępnym jedzeniu i braku przeciwników, wyruszyć do jednej z waszych siedzib. Plotki to tylko plotki, ale ta o jedzeniu okazała się prawdą. Kra! Wy, ludzie, marnujecie tyle jedzenia. To niepojęte. Nigdy nie najadłem się tak jak wtedy.
— No tak, nie jesteśmy najlepsi w oszczędzaniu żywności. Co zatem skłoniło cię do wyruszenia w dalszą drogę i dokąd się udałeś?
— Ciekawość i młodość. Lubię was, ludzi, chociaż zachowujecie się gorzej od nas, to znaczy od zwierząt. Mimo wszystko potraficie zrobić coś dobrego. Ruszyłem dalej z prostej kruczej ciekawości. Przeniosłem się do lasu, potem znów do jednej z waszych osad, ale mniejszej. Nigdzie jednak nie mogłem zagrzać miejsca na dłużej. Las był zbyt cichy, z kuną nie porozmawiasz, a inne ptaki… Nie są zbyt rozumne. Natomiast w mieście panuje hałas, ciągły pośpiech. Tęskniłem za tym po okresie leśnego spokoju. Zresztą większość naszych dalekich kuzynów tam wyjechała. Wrony, sroki, kawki, z nimi to dopiero można podyskutować! Dodatkowo śmiesznie się z wami gada, kiedy kaleczycie kruczy, próbując się z nami porozumieć.
— Długo nie wiedzieliśmy, że jesteśmy się w stanie z wami porozumieć. Nie przypuszczaliśmy, że macie własny język.
— Ależ oczywiście, że mamy! Jak inaczej moglibyśmy się porozumiewać między sobą? Mamy własne imiona, zawołania, cały język, choć nie tak bezsensownie skomplikowany jak wasz. Czasem sam się gubię w tych waszych słowach i zdaniach. Coś, co wy mówicie w trzech zdaniach, ja jestem w stanie przekazać w trzech kraknięciach.
— Na przykład?
— „Czy ktoś jest w domu?” u nas brzmiałoby po prostu „Krrrk! Kra?”, co można przetłumaczyć jako „ktoś” i „dom”.
— Rzeczywiście, o wiele krócej. Macie z nami wiele wspólnego. Nie chodzi tylko o własny język. Więzy rodzinne, przyjaźnie to nie są dla was błahostki.
— Krk! Zdecydowanie nie! Zupełnie jak wy mamy rodziny, przyjaciół, kuzynów, siostrzeńców, chociaż ci powinni się trzymać z dala od naszych ziem. Starsze kruki, takie jak ja, wiążą się na całe życie, ponieważ pojmują rolę, jaką odgrywają w przedłużaniu naszego gatunku. Dodatkowo poważnie podchodzimy do miejsca, które obieramy za „swoje”. Nie ma możliwości, aby jacyś nieznajomi osiedlili się w jego granicach, nawet i znajomi powinni się trzymać swoich miejsc. Nasze młode podchodzą do tego lżej, jak gdyby uczyły się od was. (śmiech) Nie uznają zasad starych kruków i skaczą z kwiatka na kwiatek, smakując życie. Nie traktujemy tego jako czegoś złego. Muszą się wyszaleć, aby wreszcie pojąć, jak ważną rolę mają.
— Jaka to rola?
— Przedłużenie naszego gatunku. To powinność każdego z nas, aby choć raz wydać na świat młode.
— A co z przyjaźniami? Wspomniałeś, że ważne są wasze „ziemie” (my nazwalibyśmy je „terytoriami”), które chronicie. Ale czy swojego przyjaciela potraktowałbyś jak intruza, gdyby przekroczył granicę?
— Przyjaźnie, podobnie jak związki, trwają całe nasze życie. W waszych oczach nie jest to wiele, bo jakieś dziesięć czy piętnaście lat. Dla nas to… Dla nas to całe życie. Pielęgnujemy je i pomagamy sobie nawzajem. Jednak moja ziemia to moja ziemia. Nie będę tolerował faktu, że któryś z moich przyjaciół zacznie polować tam, gdzie ja, bo to będzie kradzież. Naraża wtedy mnie i moją rodzinę.
— Na pewno wielu z nas ciekawi, jak to jest oglądać świat z góry. Jak to jest latać, Kruku?
— A jak to jest chodzić? Widzisz, nasz punkt widzenia zależy od tego, gdzie się znajdujemy i co potrafimy. Ty umiesz chodzić, ja umiem latać.
— Jakkolwiek by patrzeć, ty też umiesz chodzić.
— Skakać! Też mi coś. Wy chodzicie na dwóch nogach, biegacie, to jest dla mnie niepojęte. Natomiast te susy i latanie? Nie umiem się poruszać inaczej. Z góry… Na pewno wygląda to inaczej. Kolory też widzimy inaczej.
— I widok z góry.
— I widok z góry. Czy wy, ludzie, naprawdę chcielibyście patrzeć na świat z góry? Na pewno pomogłoby wam to poczuć się władcami świata, za których się macie. Mnie, krukowi, patrzenie na świat z góry uzmysławia, że świat jest ogromny i że jestem tylko jego małą cząstką.
— To chyba przytłaczające spojrzenie.
— I tak, i nie. Kiedy zdajesz sobie sprawę, jak niewiele znaczysz dla całego świata, zaczynasz doceniać innych, dla których jesteś ważny.
— Czego my, ludzie, moglibyśmy się od was nauczyć?
— Pokory.
— Tylko?
— Nie, ale to byłby dobry początek.
— Dziękuję, Kruku, że zgodziłeś się na ten wywiad.
Biały Kruk Podróżnik to dziesięcioletni przedstawiciel Stowarzyszenia Kruków Niezwyczajnych. Wykłada na Uniwersytecie Warszawskim filologię kruczą oraz działa na rzecz współpracy kruczo-ludzkiej.
Gabriela Grochowska