Trwała wojna, wojna bez zasad, podstęp rodził podstęp, a wojska Imperium z dnia na dzień rosły w siłę. Wraz z Rebeliantami przebywałem na planecie Hoth, krainie pokrytej wiecznym śniegiem. Opuszczanie bazy było niezwykle niebezpieczne, tym bardziej nocą, kiedy dochodziło do największych śnieżyc. Niby wszystko było w porządku, ale przeczuwaliśmy, że jest to tylko cisza przed burzą. Niestety mieliśmy rację. Wkrótce upokorzone przed trzema laty siły Imperium znów dały o sobie znać. Nasza baza została wykryta, doszło do kolejnego starcia, niestety tym razem, nie byliśmy w stanie skutecznie odeprzeć ataku, musieliśmy ratować się ucieczką. Wraz z generałem Skywalkerem, pole bitwy opuściliśmy w jednym z X-wingów. Luke był już wtedy młodym adeptem sztuki Jedi, jego ciało i umysł poddały się jasnej stronie mocy. To właśnie ona zaprowadziła nas na Dagobah – bagnistą planetę, na której spotkaliśmy Yodę. O spotkanie z sędziwym mistrzem naprawdę nie było łatwo. Po tym jak większość rycerzy Jedi została wyrżnięta w pień, przez wojska Sithów, zielony mistrz ukrył się w jednym z najodleglejszych zakątków galaktyki targanej konfliktem zbrojnym.
O ile w tym, że trafiliśmy właśnie na Dagobah, nie było przypadku, bo jak sądzę zaprowadziła nas tam moc, to w samym spotkaniu i możliwości rozmowy z Yodą było już wiele szczęścia i przypadku. Mistrz unikał mediów, świadomy swoich ułomności, nie chciał nikomu ukazywać swego starczego oblicza.
– Strach w was towarzysze wyczuwam – usłyszeliśmy głos, lecz z uwagi na gęste zarośla, nie byliśmy w stanie zlokalizować jego źródła.
Szczególna składnia wypowiedzi nakazywała jednak sądzić, że to rozmówca, z którym tak bardzo pragnąłem się spotkać przez te wszystkie lata.
– Nie obawiajcie wy się, wiem w celu przybywacie, jakim, i kim jesteście. Ty! – podniósł się nieco głos. – Jesteś młody Skywalker, uczeń Obi Wana, a tyś druh jego przypadkowy, z Hoth wy przybywacie, mmm.
Nagle naszym oczom ukazała się niewysoka, zielona postać. Wzrost? Około 60–70 centymetrów. Jego ciało pokrywały już setki, a nawet tysiące zmarszczek. Siwe włosy z racji wieku były już tak przerzedzone, że ich policzenie nie sprawiało największego problemu.
– Chodźcie, chodźcie, trening Ty rozpocząć musisz czym prędzej, czasu jest niewiele już – rzekł mistrz i ruszyliśmy za nim.
Jak się okazało celem wędrówki był jego dom. Niewielka chatka, której ściany pokryte były mchem, a głównym budulcem zdawało się być błoto i szczątki drzew. Na miejscu usiedliśmy przy ogniu, nazajutrz Luke miał rozpocząć nauki, mogłem na własne oczy obejrzeć jak wyglądają spotkania mistrza i młodego adepta tych starożytnych sztuk. Teraz był czas dla mnie, choć otwarcie nie mówiłem o tym, to mistrz Yoda wyczuwał wszystko doskonale, moc go nie zawodziła.
– Wiec pytaj Skywalkera towarzyszu, odpowiedzi postaram udzielić Ci, na pytania twe – powiedział mistrz, ku memu zdziwieniu.
Doskonale czytał w naszych myślach. Mądrość zielonego starca była nieoceniona, nie mogliśmy więc uniknąć kwestii wojny, kto jak kto, ale Yoda wyczuwając wszystkie zawirowania mocy mógł z pewnym wyprzedzeniem ocenić przyszłość.
– Wiedzieć chcesz Ty kiedy to skończy się, hmm? Dobrze więc. Od was to zależy tylko, od siły jaka drzemie w was. Imperium wojska ma, pokonało was znów, nie dobrze. Źle bardzo nawet. – Zagadkowe odpowiedzi podobno były regułą, i ciągnął dalej. – Teraz od Jedi, nie tak wiele już zależy, teraz ludzie to zjednoczyć muszą się, rebelianci, w nich nadzieja ostatnia jest, oni muszą dźwignąć brzemię, o wolność galaktyki walki. Ich duch jest silny, ale załamanie może nastąpić szybko równie… – urwał jakby w trakcie wypowiedzi i zmyślił się. – Moje dni końca dobiegają, moc już i nie ta siła także. Wkrótce inny Jedi się narodzi, ba! On jest już, choć droga długa przed nim i kręta jeszcze jest.
Kogo miał na myśli? Luke zaczął się delikatnie uśmiechać.
– Cieszysz Ty się i dumny jesteś. Dobrze. Bycie Jedi i w słusznej sprawie walka, to do dumy powód – powiedział Yoda. – Kiedy jednak gotów będziesz? Musisz najszybciej jak można tylko, bo rebelia bez Jedi przywódcy upaść może prędko.
Yoda miał już 900 lat. Żaden inny mistrz Jedi nie dożył tak sędziwego wieku, czuł, że wkrótce nadejdzie jego czas i przyjdzie mu zjednoczyć się z mocą. Jego śmierć byłaby największym ciosem dla rebelii. Może i nikt nie wiedział, co z nim się dzieje i gdzie się podziewa, ale nadal był kimś, kto pełnił rolę duchowego przywódcy powstania przeciwko Sithom. Miałem do mistrza wiele pytań, jednak podniosły klimat spotkania nie pozwalał mi zebrać myśli na tyle, żeby usystematyzować rozmowę, skakałem więc z tematu na temat. Chciałem wrócić do zamierzchłych czasów, chciałem dowiedzieć się skąd pochodzi Yoda i co pamięta z lat młodości.
– Hmm, to dawno bardzo było już wszystko, tak dawno, że nawet nie pamiętam już sam, jak zostałem Jedi ja wiem tylko i nikt już nie dowie się więcej – urwał temat, jak gdyby coś ukrywał. – Pamiętam jednak gatunek, że mój silny był, duchem silnym, wszyscy jak ja byli, nieduzi, ale sprytni i wytrwali za to. Rodzice moi, przez mgłę mi się jawią, byli dobrzy bardzo, skromnie żyli, jak teraz ja. Z dala od Republiki miast, skromnie bardzo, jak ja – powtórzył raz jeszcze.
Miał ogromne doświadczenie w szkoleniu Jedi, w zasadzie nigdy się nie mylił w ocenie młodych padawanów. Postanowiłem więc wyświadczyć przysługę generałowi, dzięki któremu tu dotarłem i zapytałem co sądzi o młodym Skywalkerze, co może osiągnąć.
– Młody Skywalker, o niego pytasz? Hmm, moc jest wielka z nim, na pewno, czuję to. Niecierpliwy jest Luke jednak, a szkolić musimy szybko, jeśli cierpliwy będzie, to wielki i potężny może być rycerz, on kres wojnie położyć będzie mógł, mężny i odważny jest, lecz na ciemną stronę mocy uważać musiał będzie.
Po tych słowach widać było, że Luke posmutniał, za pewne zaczął się zastanawiać nad przyszłością. Nazajutrz Yoda miał rozpocząć szkolenie Luka, dlatego dziś zarządził, że pójdziemy już spać, bo przed nami, szczególnie przed nim i Lukiem ciężki dzień, ja tak jak dziś, będę tylko obserwatorem.
Rozmowa z mistrzem Yodą – 4. rok po bitwie pod Yavin.
Nasz pobyt na Dagobah zakończył się smutnym akcentem. Ostatniego dnia, Yoda poprosił, abyśmy usiedli przy jego prowizorycznym łóżku. Odszedł przy zupełnie obcych sobie ludziach. Cieszył się jednak, że nie odchodzi w samotności, jak również, że ma nadzieję przetrwać na wiele lat w naszej pamięci.
Rozmawiał Kamil Świrydowicz (absolwent WUE) w obecności Luke Skywalkera.