Pisać każdy może, trochę lepiej lub…
…lub trochę gorzej? Ale czy o to właśnie chodzi w dziennikarstwie?
Przeglądając prasę brukową, czy portale informacyjne w internecie nie mogę wyjść z podziwu tej wszechstronnej schematyczności, podpartej silną i nie zawsze udaną manipulacją językową i wrażeniem, że autor nie ma pojęcia o czym pisze. Im prostsza informacja, tym jej przekaz jest klarowniejszy, bardziej zrozumiały i… zwyczajnie nudny.
O ile w prasie papierowej pod artykułem widnieje podpis, o tyle odpowiednik elektroniczny cieszy się wielką popularnością wśród anonimowych… no właśnie, kogo – amatorów? A jeśli nawet widnieje pseudonim, lub – zaryzykujmy krok dalej – nazwisko, to szczerze powiedziawszy bardzo rzadko natrafić można na coś wyróżniającego się, wybiegającego ponad prosty schemat poprawności. (Chociaż sama poprawność nie jest zła; zawiera mniej lub bardziej rozwiniętą myśl, podpartą lepiej, lub gorzej opracowanymi przesłankami, wynikającymi z pracy uczciwej i rzetelnej, bądź Wikipedii.)
Każdy może pisać. Problem jednak nie leży po stronie czynności, lecz podmiotu i przedmiotu. Kto pisze i o czym – oto jest pytanie.
Pisanie, jako czynność jest znane każdemu i skrupulatnie nauczane od pierwszych dni edukacji szkolnej. Dla jednych bywa przyjemne, innym spędza sen z powiek – zwłaszcza kiedy kartka jest pusta, księżyc w pełni, a termin oddania pracy mija wraz ze wschodem słońca. Są też maniacy pisania – nie usiedzą chwili bez napisania chociaż jednego SMS-a, malutkiego wpisu na Facebooku, czy odrobiny komentarzy niezrozumiałego zachwytu typu „łaaaaał”, „dżizes” czy innych pokrewnych, wziętych żywcem z telenoweli bezmyślińskiej.
Istnieją też prawdziwi pasjonaci – piszą z przyjemnością, ukazując słowami wielobarwny świat pachnący emocjami, w smaku przypominający truskawki z bitą śmietaną, dojrzewające w pocałunkach słonecznego lata. Próbują nicość odziać w wytworną suknię i chociaż czasami wychodzi im zaledwie zwiewna tunika, starają się przerobić ją przynajmniej na „małą czarną”. Na tym mniej więcej polega sekret pisania – na poszukiwaniu znaczeń, na próbie przekroczenia granic oczywistości, na zwyczajnie uczciwym warsztacie (niekoniecznie krawieckim).
Pamiętam całkiem dobrze spór, który próbowaliśmy rozstrzygnąć na zajęciach z języka polskiego w liceum: „Czy pisarz/poeta jest artystą, czy rzemieślnikiem?”. Nie przypominam sobie czym się to wtedy zakończyło, ale teraz – wzbogacona o naparstek wiedzy i gryz praktyki wiem, że jedno bez drugiego blado wygląda i smak ma nieokreślony. Artysta bez warsztatu rzemieślnika bywa abstrakcyjny i niezbyt zrozumiały. Rzemieślnik bez lekkości i pomysłowości artysty jest nudny jak flaki z olejem.
Co więc powinien zrobić początkujący pisarz czy dziennikarz? Swoją pasję, świeżość myśli i żywiołowość wesprzeć warsztatem literackim. Brzmi niewiarygodnie banalnie? Nie przeczę, choć w praktyce nie wygląda już tak kolorowo. Wiedza ogólna i zarazem szczegółowa w wybranych zakresach dziedzin przeróżnych, znajomość standardów i norm wszelakich, praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka – to podstawa. Nie można jej nie znać, nie wolno na niej poprzestać, ani świadomie zrezygnować z artyzmu (wyrzec się samego siebie), gdyż wtedy powstaje tekst boleśnie poprawny, podany seryjnie i mechanicznie obrobiony w wersji instant – w proszku. Można tym napełnić brzuch, ale na dłuższą metę niestrawność gwarantowana. A wystarczy dodać odrobinę wody artystycznego natchnienia, tę małą kropelkę własnej duszy, która nawet w litej skale może wydrążyć tunel.
„Pisać każdy może,
trochę lepiej, lub trochę gorzej,
ale nie o to chodzi,
jak co komu wychodzi(…)”
Te zmienione słowa teksu piosenki Jonasza Kofty, znanej nam zwykle z wykonania Jerzego Stuhra, trafiają w sedno sprawy. Śpiewać, czy pisać… sens pozostaje ten sam. ALE… dziennikarz prasowy, publicysta, eseista, felietonista itd. nie może pisać „trochę gorzej”, nie on! – Wykształcony i uformowany pod czujnym okiem mitycznych muz. Nie on – rzemieślnik i artysta w jednym, który to sam obrał sobie taką, a nie inną drogę życia.
Pisać każdy może, piszę i ja. Odwaga, czy głupota – osądźcie sami. Lubię bawić się słowem; patrzeć jak wzlatuje, by w odpowiednim momencie pociągnąć za sznureczek latawca i ściągnąć swój umysł na ziemię, wraz z tym wszystkim, co się przy okazji zaplątało. Praktyka czyni mistrza, na praktykę przyszedł czas.
Danuta Mucha-Orlińska,
Absolwentka WUE, kierunków: Dziennikarstwo i komunikacja społeczna oraz Kulturoznawstwo II stopnia